H. Gaszek: Szambo ciasne, ale własne. I vice versa.

15 lutego 2012 11:432 komentarze

Zdrowie Wasze w gardła nasze (3):

Szambo ciasne ale własne. I vice versa.

 

      Nieraz klniesz czytelniku na swoją klasę próżniaczą, zastanawiasz się skąd się tacy biorą? A odpowiedź jest prosta, prosta myślą Haszka (pamiętajmy jednak o alkoholu – piszę tak z obowiązku). Otóż, „w pewnej wsi tyrolskiej było coś około 60% idiotów, w sąsiedniej – 35%, trzeciej – 40% a w czwartej i piątej – 50 i 45 procent. Do tego dochodziły jeszcze inne wioski i miasteczka, gdzie kretyni stanowili większość, a wszystkie razem tworzyły okręg wyborczy, z którego posłem do parlamentu wiedeńskiego wybrano proboszcza z Sollenick – księdza Gloatza”. I to będzie ostatnie nazwisko jakie tu padnie, bo w związku z takim rozkładem wyborców przyjął się u nas zwyczaj posługiwania eufemizmami, to zamiast pisać łapówkarz piszemy i mówimy lobbysta, zamiast idiota – poseł, zamiast złodziej – nowator w zarabianiu, no powiedzmy, nie bójmy się tego słowa biznesmen. Chyba, że ukradłeś kurę, to od razu inna rozmowa i stosowny do złodziejstwa wyrok…

Spuszczanie wody po poselsku

      I niedaleko trzeba szukać. Widziałem i co gorsza słyszałem w telewizji dyskusję posłów na temat budżetu czy czegoś tam równie ważnego. Obaj wspaniali jako autorytety moralne, opozycjoniści wywodzący się z Solidarności. Autorytet pierwszy wsławił się zrzuceniem własnej winy za projekt wysadzenia pomnika Lenina na swoją dziewczynę. Wprawdzie miał prawo, bo myślał, że go wydała, a prawdziwy chrześcijanin nie zna litości. W końcu za mniejsze wydumane grzechy skazywano na stos… Autorytet drugi miał nieszczęście mocno się narazić na gniew autorytetu pierwszego, mimo, obopólnego komplementowania się bo uroił sobie, że budżet można ratować m.in. podwyższając podatki dla najbogatszych. Tego już były ZCHnowiec nie zdzierżył i przyłożył: „Bolszewizm z pana wyłazi, to czysty bolszewizm”. Taki bolszewizm króluje dziś w Szwecji, Danii i w większości krajów UE.  – przytomnie odparował kumpel, ale tutaj przeciwnik, bo telewizja wiadomo.  Ale mimo usilnych zabiegów zmycia plamy, został bolszewikiem in spe.  Szkoda, że Najwyższy autorytet, niezłomny obrońca ludu, nie posłużył się tezą – obecną w środowisku pracodawców – że Polacy za dużo zarabiają, iż nie powinni zarabiać więcej niż 1500 złotych. Mimo że powszechnie wiadomo, że zarabiamy około 63% uposażenia innych krajów w tym Grecji i Portugalii. Dzielny poseł z aureolą autorytetu moralnego nie powinien sobie żałować i podać 6,3%. Byłby przynajmniej śmieszniejszy a nie tylko żałośnie niemądry – jak zwykle zresztą.
A zazwyczaj sekundują dzielnie tym autorytetom odpytujący ich dziennikarze. Przypomnijmy – Lenin (to nazwisko można podać a nawet trzeba), tak, tak ten z pomnika w Poroninie, uznawał ich za przedstawicieli zawodu zbliżonego do pań nieciężkiego prowadzenia i chyba nie bez powodu… Ostatnia rozmowa telewizyjna z guru ekonomii – pogromcą pegeerów i własności państwowej (kiedyś niezłomnym sekretarzem partii w Instytucie marksizmu-leninizmu, dziś prześmiewcą starego Marksa) też mogła przyprawić o mdłości. Tyle w tym było ze strony prowadzącego wazeliny i traktowania, każdego najgłupszego nawet zdania jako prawdy objawionej… Dogmaty Marksa to przy tym pikuś, przepraszam Pan Pikuś. A przecież szef tego instytutu to jeden z nielicznych „komuchów”, którzy zachowali twarz. On akurat nigdy nie wyparł się swoich dawnych poglądów, w odróżnieniu od innych opowiadający dzisiaj jak to ze wstrętem czytali Karola Marksa. Zresztą piękny to podział: czytający ze wstrętem i z przyjemnością…

/rys. Michał Zięba/

       Podsumowując, trzeba przypomnieć zakończenie historyjki o pośle Gloatzu. Otóż, podżarłszy zdrowo i popiwszy piwa z winem, zasnął w sali obrad chrapiąc głośno. Po godzinie chrapania wokół niego zrobiło się nagle pusto, a wszyscy zatykali sobie nosy chusteczkami. „Naraz zauważono, że ksiądz Gloatz  podnosi się z zamkniętymi oczami, wyciąga prawicę  i porusza nią tak jakby za coś pociągał.
– Co pan robi panie kolego? – budził go ze snu jeden z posłów, który miał
katar.
Ksiądz wytrzeszczył na niego oczy i burknął:
No, wodę, chcę spuścić i ani rusz trafić nie mogę na rączkę…
W taki to sposób ksiądz Gloatz wystąpił po raz pierwszy w parlamencie jako nieustraszony bojownik o prawa ludu”. Jakby to Was za bardzo śmieszyło przypomnijcie sobie strukturę intelektualną wyborców z opowiadania Haszka. Co, już mniej wesoło?

Sprawiedliwość jako organ męski

Zapach czystego smrodu z szamba unosi się też nad naszym wymiarem sprawiedliwości. Weźmy dwa przykłady. Pierwszy – wszystkie możliwe komisje i prokuratury zajmowały się zabójstwem człowieka, który balował z sędziami, prokuratorami, policją i – a jakże! – z mafiosami. Niestrudzenie starając się dojść do prawdy. Oczywiście do niczego nie dochodząc…

      I drugi, który stawia nas w jednym szeregu z Ukrainą i Rosją, dotyczący zabójstwa Jolanty Brzeskiej (nazwisko zachowuję, bo to wspaniały człowiek), nieustraszonej bojowniczki o prawa lokatorów. Przypomnijmy: wywieziono ją do lasu, zamordowano i spalono zwłoki. Śledztwo trwa rok, jeśli oczywiście, cośtam faktycznie się dzieje.  Rozumiemy nawet, dlaczego nic się nie dzieje, bo przecież idzie o osobę krystaliczną i walczącą o prawa ludzi biednych, czyli tego ludu, którego niby organa administracji państwowej są demokratyczną emanacją. Cokolwiek to znaczy. Nie rozumiemy zaś tylko tego, że (cytujemy informację prokuratury): „Prowadzona jest sprawa w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci”. Tak daleko w kretynizmie i matactwie nie posunęły się nawet organa sprawiedliwości Ukrainy i Rosji badając sprawy śmierci opozycyjnych dziennikarzy. Wspólne w obu przykładach jest jedno – nigdy nie wyjaśniono żadnej z tych spraw. Ale to raczej marny powód do dumy. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny powinni od razu wysłać tych prokuratorów na południe kraju do uprzątania śniegu, do tego się bowiem tylko nadają. Albo do TVN, bo tam niezłomny obrońca ludu dał popalić ukraińskim sprzątaczkom, od tak, pewno w pijanym widzie. Będą mogli sobie razem poużywać bezkarnie kpiąc z biednych ludzi. I nic to, że, jeszcze niedawno my, prawdziwa demokracja, czyściliśmy kible u Niemców. Ha, ha, ha… u Niemców. Muszę tylko z obowiązku podać, kto stanął w obronie spasionej twarzy (określenie internautów) TVN. No, kto? Nasza ulubiona GW – „Rajski ogródek”, której dziennikarz mężnie stanął w obronie niewinnie flekowanego bohatera…

  Trudności z ochrzczeniem dzieciątka

Takiego smrodku jest więcej. Więc warto w tym miejscu zakończyć, podaną przez niezastępowanego po dziś dzień Haszka, opowiastką z „Informatora Misjonarskiego dla Afryki i Okolic”.

„Chińska matka chce ochrzcić swoje niemowlę i napotyka na niesamowite trudności. Właśnie wybuchło powstanie. Przyszło wojsko. Obie strony miały mnóstwo zabitych i rannych i w tym zamęcie udało się misjonarzowi ochrzcić to dzieciątko, a dopiero kiedy to uczynił, obcięto im głowy i matkę wbito na pal. Poniżej było napisane: Ciąg dalszy w następnym numerze”. 

Wiem, że to nieładnie, ale napiszę, ci giganci intelektu wciąż żyją, a Szymborska niestety nie… No tak. Jak już napisałem, nie ma sprawiedliwości!

H. Gaszek

Tags:

2 komentarze

  • ale się uśmiałem

  • Śmiać się chce i płakać jednocześnie. A poradzić się nie da nic, skoro taki rozkład procentowy w okręgach wyborczych. Gaszki – Haszki to coraz jędrniejszy cykl. Nie, że jątrzy, tylko że jądra spraw sięga. Taaa…

Zostaw odpowiedź