Grzegorz Kolasiński: Rozmówki podwórkowo-ludzkie
Każdy człowiek, „mozolnie przeżywając swoje życie”, zadał sobie choć raz pytanie: po kiego grzyba uczę się obcych języków, jeśli nie potrafię się dogadać we własnym kraju? A tak przecież jest.
Proszę tylko zwrócić uwagę, jak wiele znaczeń kryje się w tym jednym krótkim zdaniu – możemy tak mówić w kontekście polityków, którzy mówią coś, a robią co innego, zatem musieliśmy ich przecież nie zrozumieć zbyt dokładnie. Również ludzie w stanie „nieporozumiewalnym” po spożyciu alkoholu mogą nas prowokować do takich pytań. Wreszcie możemy tak mówić w sytuacji, kiedy rozmawiamy z normalnym, młodym, zdrowym, pełnym energii i wigoru człowiekiem, który posługuje się prawdopodobnie polszczyzną, ale nie możemy go ani w ząb zrozumieć. To się zdarza!
Zdarza się przede wszystkim ludziom, którzy mieli niewielką styczność z moim pokoleniem i nie dorastali w nim. Ciężko jest się im porozumieć. Ja, przyznaję, stanowię pewien wyjątek – jestem z tego pokolenia, lecz nieraz głowę sobie łamię, próbując zgadnąć, co mój rozmówca ma mi do przekazania, gdy woła: „ej, ziomuś! Zbijamy brony do ręki na bounsy!„. Postanowiłem zatem udać się w podróż do tej dżungli slangu, najdzikszej kniei podwórkowego żargonu i spróbowałem przełożyć język jej mieszkańców na jakieś bardziej zrozumiałe dla ogółu narzecze. Niniejszym przedstawiam moje największe dzieło stanowiące, ni mniej, ni więcej jak kamień milowy mojej literackiej (a może i naukowej?) kariery: ROZMÓWKI PODWÓRKOWO-LUDZKIE!
Dziś podwórkowy żargon jest rozwinięty do tego stopnia, że praktycznie każde słowo, znajdujące się w słowniku języka polskiego, ma swój odpowiednik. Zapewne trudno Państwu w to uwierzyć, ale to prawda. Weźmy na przykład „głodny„. Gdybyśmy chcieli, używając do tego celu slangu, powiedzieć: „jestem głodny„, powiedzielibyśmy „mam gastro” (tudzież „gastrofazę„). Chciałbym zwrócić Państwa uwagę na to, że nie jest to zgoła bezsensowne – „gastro” bezapelacyjnie kojarzy się przecież z „gastronomią”.
Jednakże nie wszystkie tłumaczenia są tak oczywiste. Kiedyś byłem świadkiem rozmowy dwóch dżentelmenów z nisko zawieszonym krokiem spodni. W pewnym momencie jeden gwałtownie przerwał drugiemu słowami: „skończ pier…ć, bo mi garbisz ucho!„. Zaintrygowany zapytałem gościa, co to znaczyć „garbić komuś ucho„. Potem musiałem wyjaśniać, że wcale nie chcę „wpier…lu” i nie nabijam się z niego, tylko naprawdę nie mam pojęcia, co to znaczy. W końcu zdradził mi, że znaczy to „gadać głupoty„. Zadziwiająca jest wyobraźnia twórcy tego zwrotu!
W liceum do mojej klasy chodził kolejny chłopak, który jeśli chodzi o slang, winien być żywym eksponatem w muzeum (a nawet w galerii sztuki, ze względu na niezwykłość dzieła). Dowiedziałem się od niego mnóstwa rzeczy. Aby Państwa nie przytłoczyć ich mnogością, wybrałem tylko kilka najbardziej intrygujących:
– Dobra, zbijam, stary – mówi raz do mnie, gdy już byliśmy po lekcjach – Sadzę dzisiaj kory jakiejś gówniarze.
– Będziesz bił jakąś dziewczynę?! – przerażony skojarzyłem „kory” z „korkami”, butami, które każdy młodzik chciał mieć do gry w piłkę nożną.
– Nie no, co ty – wyśmiał mnie – Daję korki z matmy pierwszoklasistce.
Zapewne trudno Państwu uwierzyć, że ktoś w tak makabryczny sposób kalający swój ojczysty język mógł udzielać korepetycji z czegokolwiek. Niemniej, ów ekspert od slangu był jednym z pilniejszych uczniów w klasie i ze wszystkich przedmiotów (poza językiem polskim) osiągał bardzo dobre wyniki.
Innym razem „ekspert” sprawił, że zaniemówiłem:
– No i kupiłem nowe Adasie – powiedział – I wtedy była taka akcja, że Boluś, wiesz, ten alien, miał przej…ne. Bo podszedł do niego jeden fafarafa, skuł mu fejsa i zajumał całą kabanę. A ja zbiłem stamtąd, bo ich było więcej.
Taak… Ciężki przypadek. Długo nad tym pracował, żeby objaśnić mi, co chciał powiedzieć, no i wreszcie się udało. Otóż, Mili Państwo, „Adasie” to nic innego, jak adidasy (popularny rodzaj butów, niekoniecznie firmy Adidas). W potocznym żargonie „akcja” to jakaś nietypowa, zaskakująca, czasami zabawna sytuacja. Najbardziej intrygowało mnie jednak określenie „fafarafa”
– bez wątpienia mówił w ten sposób o kimś. Okazało się, że „fafarafa” to człowiek, który – użyję jego słów – „przesadnie kozaczy„, udaje gieroja, twardziela. „Skuć fejsa” – ciekawe połączenie języka polskiego z angielskim. Fonetycznie „fejs„, czyli z angielskiego face, to oczywiście twarz, więc należy wnosić, że ów „fafarafa” kolegę pobił, zadając mu dotkliwy ból i ukradł („zajumał„) wszystkie pieniądze („kabanę„). Dostało się takiemu „alienowi” (po angielsku alien oznacza „obcy”), czyli gościowi poza wszelkimi grupami, nie zadającemu się kompletnie z nikim i wszędzie chodzącym samopas.
Przyznam, że po tych pierwszych krokach, które ostrożnie stawiałem, by zebrać materiały, byłem zmęczony i chciałem rzucić tę pracę w diabły. Cieszę się, że tego nie zrobiłem, bo przekonałem się wkrótce, iż najsmaczniejsza część programu czekała mnie dopiero później.
Któregoś dnia ten sam znajomy z klasy zaprowadził mnie do „nory” (miejsce spotkań, klub) jego kumpli. Tam dowiedziałem się chyba wszystkiego, czego mogłem sobie życzyć. Na powitanie uścisnęliśmy sobie „wity” (ręce, dłonie) i zostałem poczęstowany „gulem” (piwem). Po czym usłyszałem takie rzeczy, że niemal nie mogłem utrzymać długopisu w ręce z podniecenia i żądzy wiedzy. Po kolei wyjaśnię kilkanaście najciekawszych, a zarazem podstawowych zwrotów, bez znajomości których przeciętny człowiek nie przeżyje na ulicy nawet minuty.
„Git majonez” – wszystko w najlepszym porządku. Ten zwrot może być Państwu znany, ponieważ na dobre wszedł do codziennej mowy i używają go osoby w różnym wieku.
„Uber pro kozak” – osoba, która zgrywa cwaniaka. Ten zwrot jest bardziej skomplikowany: słowo „kozak„, znane nam już wcześniej, samo w sobie oznacza cwaniaczka, kogoś pewnego siebie, często nadmiernie. „Pro” to osoba w czymś doświadczona, natomiast „uber” nawiązuje do niemieckiego słowa über, oznaczającego „nad, ponad, powyżej”. Można więc uznać, że jest to najbardziej postępowy, doświadczony kozak nad kozaki! Pragnę zwrócić uwagę, że dzięki poziomowi nauki języków obcych w polskich szkołach, wyedukowana młodzież wplata wyrazy obce w różne używane przez siebie zwroty. Prawdziwi poligloci.
„Za damski ch…” – za darmo, za nic, bez powodu. Bądźmy szczerzy, Drodzy Państwo, trudno mówić o męskim członku w przypadku szanownych pań.
„Dupcing” – przygodny seks. Zjawisko towarzyszące dzisiejszym młodym bardzo często w najróżniejszych miejscach i przy przeróżnych okazjach.
„Oczywistocyna” – oczywiście. Przyznam, że nie mam zielonego pojęcia, jak nastąpiła ta ewolucja. Wiadome mi jest, że „cyna„, w żargonie podwórkowym, oznacza coś, co jest fajne, spoko, odpowiadające oczekiwaniom, lub jeśli użyjemy tego określenia odpowiednio entuzjastycznie, to nawet te oczekiwania przewyższające. Tworzy się nam tutaj pewnego rodzaju zbitek słów „oczywiście” i „cyna„, przypuszczam zatem, że dokładnie jest to wyrażenie zgody lub zapewnienie o czymś z ochotą i radością.
„Padlina” – nieprzyjemny odór, fetor. Zwrot, dowiedziałem się tego z zaufanego źródła, używany jest głównie w sytuacji, gdy ów nieprzyjemny zapach rozchodzi się po autobusie lub tramwaju, co zmusza nas do opuszczenia pojazdu na najbliższym przystanku.
„Magulo” – gówno z cebulą. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć w jakim kontekście użyto tego słowa, zdaje się jednak, że pochodzi od nazwy popularnego zespołu Anus Magulo. To słowo nie jest, co prawda, niezbędne do przeżycia, ale, przyznaję, zafascynowało mnie i nie mógłbym sobie odmówić podzielenia się z Państwem moim odkryciem.
„Raszplować” – piłować, skrobać, trzeć. Jest to wyjątkowo ciekawy zabieg, ponieważ młodzież sama stworzyła czasownik odrzeczownikowy. Oczywistym dla Państwa jest, że słowo „raszpla” oznacza rodzaj pilnika, który bez wątpienia do takich właśnie czynności służy („raszpla” w języku potocznym również występuje, używa się go do wyrażenia wątpliwości w temacie urody danej pani).
„Hajsiwo” – hajs, pieniądze. Mamy tu do czynienia z ciekawym zjawiskiem: szczególnym upodobaniem młodego pokolenia do nadawania różnym słowom końcówki „-iwo„, np. „joinciwo” (od słowa joint, z j. ang. skręt, działka marihuany). Niestety proces ten nie został jeszcze wyjaśniony. Badania trwają.
„Jebutwoju melepeto„ – ordynarnie: pieprz się, spadaj. To jeden z ciekawszych zwrotów, niestety, pomimo moich usilnych starań, dla mnie, poza cząstkami „jeb„, nieprzetłumaczalny. Prawdopodobnie nawiązuje fonetycznie do któregoś z języków obcych, ale trudno mi orzec, czy to ma być węgierski, rosyjski (to prawie pewne), czy też suahili.
„Enterpiksularny” – oto słowo, którym każdy chciałby być określany. Oznacza osobę wszechmocną, wszechmogącą, wszechwiedzącą, wyindywidualizowaną, bystrą, szybką i wyjątkowo rozgarniętą. Początkowo nasuwa się skojarzenie z bytem wszechmogącym, Bogiem, ale jest haczyk – osoba ta osiąga to poprzez spożywanie marihuany, haszyszu lub dopalaczy i dotyczy jej to tylko w stanie po spożyciu.
„Na Krzysia” – z góry przepraszam wszystkich Krzysztofów! Oznacza to mniej więcej, że wchodzi się gdzieś nieproszonym. Niestety nie mam pojęcia, dlaczego akurat to imię zostało tutaj zszargane. Może to z powodu raczej bezpłciowego Krzysia z „Kubusia Puchatka”?
„Labadziara” – puszczalska dziewczyna, prostytutka. Kolejne błyskotliwe określenie dla pań pracujących w zawodzie obdarzonym chyba największą liczbą epitetów ze wszystkich.
„Cebulak” – wieśniak, ktoś, komu wystaje słoma z butów. Obraźliwe przezwisko, lecz śmiem twierdzić po tylu latach wśród przedstawicieli tego pokolenia, że wielu powinno dobrowolnie przyjąć „cebulaka„, jako przydomek.
„Ikołaj” – zapewne zdaje się Państwu, że ma to jakiś związek ze Świętym Mikołajem, Bożym Narodzeniem, rodzinną atmosferą. Nic z tych rzeczy. To oznacza, najzwyczajniej w świecie, „nie„. Nikt nie wie dlaczego, włącznie z użytkownikami.
„Tłusto” – fajnie, super. Zamiennik dla „grubo„. Używany dla określenia czegoś, co nam się bardzo podoba i jest przy tym zaskakujące oraz zabawne.
„Kosmażyć Rokuna” – palić marihuanę, skręta. Prawdopodobnie błyskotliwy zwrot powstał w trakcie, gdy ktoś owego Rokuna kosmażył.
„Daj kamienia!” – wykrzyknienie używane w sytuacji, gdy chcemy wyrazić swoją dezaprobatę dla czegoś wyjątkowo głupiego, co nam się bardzo nie podoba. Korzenie tego zwrotu sięgają sławnego filmu na portalu Youtube. Bywają jednak sytuacje na ulicy, że trzeba brać te słowa poważnie i dosłownie.
„Sałacioch” – kolejne określenie na pieniądze. Dzisiejsza młodzież chętnie o nich rozmawia. Efekt ewolucji słowa „sałata„, które (poza normalnym znaczeniem) również oznacza forsę.
Tak więc, proszę Państwa, zaprezentowałem tutaj najciekawsze i najwybitniejsze osiągnięcia słowotwórcze polskiej młodzieży podwórkowej, z którą to stykamy się wcale często. Wróżę, że w końcu dojdzie do przewrotu (od czasów marszałka Piłsudskiego chętnie używa się tego określenia, żeby ułagodzić nieco zbrodnię). „Przewrotu podwórkowego”! Silna młodzież wyodrębni sobie własne państwo, z własnym językiem, priorytetami i stylem życia. Ja, co prawda, w owym przewrocie udziału nie wezmę i w kraju tym nie zamieszkam. Jednakże dzięki wiedzy, którą mogłem się tutaj z Państwem podzielić, możecie Państwo z powodzeniem przemierzać ulice młodzieżowych siedlisk bez obaw, że ktoś Państwu „skuje fejsa„, gdyż tak „zajedwabiście nawijacie„, że widać, iż jesteście „sponio ziomki„.
Grzegorz Kolasiński
14:56
Uśmiałam się po pachy:) Zajedwabiście nawiniete:)))))
20:32
zastanowiła mnie to „„Jebutwoju melepeto.” O ile p-szy człon ewidentnie pochidzi z rosyjskiego, szanowny autorze, to melepeta amusi intrygować. Poszperałem po sieci i okazło się, ze „poradnia językowa PWN” twierdzi, iz termin ten pojawił się publicznie ze 20 lat temu. I to mnie dziwi: dobre 40 lat temu mój ojciec uzywał teg terminu zamiennie z mameją. Najweselsze natomiast jest to, co podaje „Miejski słownik slangu i mowy ptocznej”. Otóż melepeta to wg niego „Gość nierozgarnięty, przymulony, popychadło. Jednym słowem – debil.”
I nie wiadomo co podziwiac bardziej: odkrycie zagadki melepeciej czy też styl brawurowy w jakim to źródło definiuje debila. W każdym razie oklaski po prostu.
10:56
a mnie zastanawia „Oczywistocyna”
bo wśród młodzieży którą ja znam, panuje moda na wszelkie skróty
oni by „ocz” tylko powiedzieli
trzeba przyznać, ze dzisiejszy język zastanawia
też się ubawiłam
;D
10:16
Nie jestem do końca pewien, czy się dobrze zrozumieliśmy – ja osobiście w tym nie widzę NIC ŚMIESZNEGO.
Pozdrawiam (;])
13:41
Cieszę się , że zrozumiałam wszystko:)) Bardzo dobre!
10:14
myślę, że młodsze pokolenie, z którym masz styczność, Ci pomogło 🙂 pozdrawiam
16:43
no to teraz mogę z niektórymi pogadać 🙂
10:16
Trzeba jednak szalenie uważać, żeby się nie pomylić. Naprawdę, sięgając do studni podwórkowego slangu (ku mej rozpaczy tak chętnie używanego przez mych rówieśników) można czerpać z niej garściami, lecz jedna jedyna pomyłka w definicji może owocować tych, że studnia przemieni się w czarę goryczy oraz że w pracy znowu weźmiemy zwolnienie lekarskie.
18:40
😀 Świetnie napisane… i niestety prawdziwe do bólu!! :))
13:11
Dobre!:) Kilku z wymienionych nie znalem.
Dzieki za przypomnienie „Magulo” – haha!
Znalem jako Magula ale to mala roznica.
Chyba chodzilo o cos, co juz mniej apetyczne nie moze byc.
Jak w tym kawale kiedy to przychodzi mucha do baru i wola do kelnera „poprosze o gowno, tylko bez cebuli, bo mam pozniej spotkanie i nie chce, zeby mi z geby smierdzialo”
Oprocz tego obstaje przy „buraku” nad „cebulakiem” – jest krotsze i mozna je (to slowo) wymowic w sposob bardziej dosadny. Polecam sprobowac – okazja na pewno zdarzy sie niejedna.
16:08
Jeżeli chodzi o zwrot ,,na Krzysia” to pochodzi on od powiedzenia ,,wbić się gdzieś(przyjść) na krzywy ryj”, czyli być nieproszonym gościem.